jesienny niezbędnik

W tym roku jesień na 'dzień dobry' pokazała się z jak najgorszej strony. Poczęstowała nas deszczem i porywistym wiatrem a słońce schowała za chmurami. Z pogodą różnie bywa i nie mamy na nią wpływu, ale mam nadzieję, że zanim dopadnie nas wszechobecna szaro-burość, czeka nas jeszcze piękna złota jesień.

Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami moimi sposobami na to, jak radzę sobie z tymi chłodniejszymi miesiącami. Co sprawia, że pochmurny, zimny dzień staje się chociaż odrobinę cieplejszy.

1. Książki. Towarzyszą mi przez cały rok, jednak jesienią częściej rezygnuję z wychodzenia na zewnątrz i spędzam wieczory w domu, oddając się ciekawej lekturze. Ostatnio nie miałam zbyt dużo wolnego czasu, więc uzbierało mi się trochę książkowych zaległości. Na półce czekają "Historia pszczół" Mai Lunde, "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce" Katarzyny Kędzierskiej, "Polska odwraca oczy" Justyny Kopińskiej czy "Miejsce na ziemi" Umi Sinha.


2. Kawa. Sezonu jesienno-zimowego nie da się przeżyć bez ciepłych napoi. Dzień rozpoczynam od rozgrzewającego naparu z gorącej wody, cytryny, imbiru i miodu, a w trakcie dnia wypijam hektolitry kawy i herbaty. Bardzo lubię zawinąć się w koc, wziąć ciekawą książkę a pod ręką mieć kubek z kawą.


3. Krem do rąk i wazelina. Jestem osobą, której bardzo przesuszają się dłonie i usta, więc w sezonie jesienno-zimowym przykładam dużą wagę do odpowiedniego nawilżenia. W drogeriach znajdziemy bardzo dużo pomadek ochronnych, ale u mnie najlepiej sprawdza się wazelina.

Jakiś czas temu odkryłam otulający balsam do rąk marki Pat&Rub i od tego czasu nie używam innego kremu do rąk. Połączenie karmelu, cytryny i wanilii pachnie obłędnie a do tego krem bardzo szybko się wchłania.


4. Woski. Uwielbiam wieczory, kiedy mogę włączyć moje lampki i zapalić pachnący wosk. Łagodne światło i piękny zapach pozwalają mi się odprężyć. Od świec zapachowych wolę woski, ponieważ często zmieniam zdanie co do zapachu. Woski są tańsze i zajmują mniej miejsca, więc częściej mogę pozwolić sobie na ich zmianę. Do moich ulubionych należały woski Yankee Candle, ale jakiś czas temu przerzuciłam się na woski marki WoodWick, które nie zawierają parafiny (parafina w składzie może powodować bóle głowy).


5. Kalosze. Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma złej pogody, należy tylko odpowiednio się ubrać. Kiedy pada przez kilka dni, na chodniku zalega błoto i tworzą się kałuże, kalosze są niezastąpione. Nie przemakają i łatwo się czyszczą, więc są idealne na spacery z psem. Mój pies uwielbia taką pogodę. Podczas upałów bardzo szybko się męczy, ale za to niestraszny mu wiatr, deszcz czy ujemne temperatury. Może godzinami biegać po parku, tarzać się w liściach i kopać dziury. Nie mam więc wyboru, muszę być przygotowana na każde warunki atmosferyczne.


6. Ciepłe swetry i grube skarpety. Nie ma nic przyjemniejszego niż wtulenie się w miękki, najlepiej za duży, sweter. Od razu robi się cieplej i to nie tylko na ciele. Ja jestem ogromnym zmarzluchem, więc dbam, żeby nie tracić ani odrobiny ciepła, a że ciepło najszybciej ucieka przez stopy i głowę, nie mogłabym obejść się bez grubych skarpet i wełnianej czapki.


7. Światełka. Dni robią się coraz krótsze i żeby jakoś rozjaśnić wszechobecną burość, zapalam świece i włączam moją ulubioną lampkę, rezygnując z głównego oświetlenia. Łagodne światło sprawia, że od razu robi się przytulniej.

Cotton balls  sprawdziły się idealnie jako ozdoba na naszym weselu, a teraz są ozdobą naszej sypialni. Miękkie światło przebijające przez bawełniane sploty doda przytulności każdemu wnętrzu.



Komentarze

Prześlij komentarz